Jak to jest z tymi singlami?

"Dalej jesteś sama? Przecież taka fajna dziewczyna z ciebie". Słyszę to dosyć często. I niekoniecznie chcę to słyszeć. Bo co to zdanie wyraża? Czyjąś troskę? Nie, raczej politowanie. Czy to jest fajne? No, nie jest fajne. Jestem w takiej sytuacji w jakiej jestem i nie chcę jeszcze dodatkowo słyszeć komentarzy do tej sytuacji. Poza tym, za takim zdanie kryją się zupełnie inne słowa, w stylu: jest sama? na pewno jest popierdolona. Tak, to już bardziej prawdopodobne.
Wiecie, z tymi singlami jest często tak, że nie są sami z wyboru. To znaczy, w pewnym sensie tak, ale często nie wygląda to tak, że świadomie wybrali tę drogę. Owszem, często są samotni, dlatego że czegoś nie robią w kierunku poznania partnera. I marazm też jest pewnym wyborem. Są też i takie przypadki, kiedy nie mogą nikogo znaleźć dla siebie, bo mają zbyt duże wymagania, bo mają problem ze swoją osobowością, bo mają niskie lub za wysokie mniemanie o sobie, przyczyny można mnożyć. I w tych przypadkach to też jest pewien wybór - osoba nie zmienia się i sama siebie skazuje na niepowodzenie, bo brak pracy nad sobą zmniejsza w jakimś stopniu szanse na poznanie kogoś odpowiedniego. 

No, dobra, ale dlaczego jest taka presja społeczeństwa, aby być z kimś? Czy można żyć bez miłości? Bez partnera? W październikowym numerze "Sensu" ukazał się wywiad z Katarzyną Miller. Psycholożka (nie lubię tego słowa - wymawia się "psycholoszka" i konotuje dosyć śmieszne znaczenie) tłumaczy, że nie każdy musi znaleźć partnera. Przecież samotność można zabić spotkaniami ze znajomymi, można kochać czyjeś dzieci, umawiać się z kochankami na jedną noc, miłość zastąpić pasją np. biegania, a swoje potrzeby seksualne zastąpić zabawkami lub własną ręką. Bohaterka wywiadu wyjaśniała, że przecież kobiety są coraz fajniejsze, świetnie sobie radzą żyjąc bez mężczyzn, którzy są coraz gorsi do zniesienia. Owszem, są to słowa pocieszające, ale tylko tyle. Nie mają za wiele wspólnego z prawdą. Owszem, singielki świetnie sobie radzą same, bo muszą, nie mają wyjścia, ale idąc na spotkanie ze znajomymi, którzy coraz szybciej wiążą się w pary, często odczuwają smutek i przygnębienie, a może nawet frustrację i uczucie bycia gorszą. Owszem, mogą same zaspokajać się seksualnie lub umawiać się z nowymi kochankami, ale ile można?

Przychodzi w końcu taki moment w życiu, że człowiek chce wskoczyć na wyższy level i tym wyższym levelem jest właśnie związek z drugą osobą. Co prawda, zdarzają się przypadki osób, które całe życie potrafią żyć na niższych levelach, bo nie mają odpowiednich narzędzi, by się rozwinąć, ale to są zupełnie inne przypadki. Ja mówię o tych całkiem normalnych. Dlaczego uważam, że związek z drugą osobą jest wyższym (=lepszym) levelem od życia samemu? Bo o ile nie jest się mnichem ani żadnym człowiekiem mocno uduchowionym, którym potrzebna jest asceza, to związek dwojga ludzi, którzy się kochają, czyni życie bardziej wartościowym, bardziej wymagającym, bardziej namacalnym. To zupełnie inna jakość życia z kimś - są plusy i minusy, ale to taka wspaniała umiejętność ludzi do tworzenia związku z obcą osobą. 

W tym momencie pojawiła mi się taka myśl, że jednak nie każdy musi posiadać tę umiejętność. Tak, i to są właśnie te przypadki, o których już wspominałam. Po prostu, są ludzie, którzy mają inne problemy, ale też inne umiejętności. Być może nigdy nie będą dobrymi partnerami, ale za to mogą być świetnymi dyrektorami, sportowcami czy artystami. Tylko teraz pytanie: czy nie jest przypadkiem tak, że umiejętności można w sobie wyrabiać, pracując nad sobą? Albo inaczej: owszem, nie każdy musi z kimś być, nie dla każdego związek z drugą osoba jest czymś dobrym , pięknym, potrzebnym, pożądanym itd., ale wydaje mi się, że mimo wszystko jest to jakieś pragnienie każdego z nas, które korzenie ma w ludzkiej naturze. Chodzi mi tu o ewolucyjną potrzebę rozrodu. Po to szuka się partnera, by wydać na świat potomstwo i przygotować je do życia, mówiąc tak po prostu. A więc chęć znalezienia partnera kryje się w nas jakby już od zawsze. Więc nie ma co się dziwić, że brak partnera powoduje frustrację, smutek a nawet depresję i że tak silnie odczuwana jest ta presja na bycie z kimś i nie bycie singlem. Owszem, będąc samemu można robić wiele wspaniałych rzeczy, można się super rozwinąć i w ogóle osiągać sukcesy itd, ale nie zmienia to faktu, że potrzeba znalezienia jakiegoś partnera na trochę dłużej zawsze w nas będzie. Taka już nasza natura. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziwacy w literaturze: nimfetki, motyle i sobowtóry Vladimira Nabokova

Koniec pewnego etapu