.żoliborskie włóczęgostwo


Co najbardziej lubię w Warszawie? Różnorodność. W jednej chwili znajdujecie się na szarym blokowisku, a wystarczy przejść przez ulicę i już stoicie przed pięknie zazielenioną uliczką ze starymi domami po obu stronach. Po lewej stronie widzicie oszklony wieżowiec, po drugiej - kamienicę w ruinie. W tramwaju przed tobą siedzi jakiś Janusz, za tobą - wytatuowana dziewczyna z różowymi włosami, prawdopodobnie jakaś blogerka. Wystarczy przejechać mostem, by z owianej złą sławą Pragi przedostać się na kulturalny i zielony Żoliborz. W taką podróż wybrałam się we wtorek i postanowiłam się nią z Wami podzielić. 



No, więc we wtorek w Warszawie była idealna pogoda na spacer. Świeciło słońce, po niebie leniwie sunęły obłoki, a ja miałam cały dzień wolny. Zabrałam swój fotograficzny sprzęcior (czyt. smartfon), wsiadłam w tramwaj linii 28, przejechałam mostem i wysiadłam przy Placu Grunwaldzkim. Skierowałam się na prawo i zagłębiłam się w uliczki Starego Żoliborza. Było pięknie, bo Żoliborz jest piękny. 




Próbowałam zrobić ładne zdjęcia. Naprawdę się starałam. Ale ładnych wyszło dosłownie kilka. Nie będę więc chwalić się wszystkimi. Wybrałam te naprawdę ładne. Chyba. Wciąż się uczę, rozumiecie. Początki bywają nieudane i takie tam. 


Tak sobie chodziłam tymi uliczkami i chodziłam, i kręciłam się w kółko, że nie zauważyłam, gdy dotarłam na Plac Wilsona (#placwilsonaniełylsona). Tutaj się zatrzymałam i musiałam zastanowić, gdzie teraz pójść. Bo na Placu Wilsona jest całkiem sporo opcji do wyboru. Można pójść na kawę i ciastko do cukierni Blikle. Można obejrzeć jakiś film w Kinie Wisła. Można pójść do restauracji Jaskółka. Można zwiedzić jedną z ładniejszych stacji metra. Można też przejść się kawałek Parkiem Żeromskiego i wypić kawę w Prochowni Żoliborz. Wybrałam tę ostatnią opcję. 


Prochownia Żoliborz to całkiem śmieszne miejsce. Śmieszne, ale nie że jakieś kuriozalne czy coś w tym stylu. Jest śmieszne, bo wszyscy są tu uśmiechnięci. Kelnerami są głównie studenci. Niektórzy narzekają na to, że są trochę zmanierowani, ale ja nie zauważyłam tego problemu. Wypiłam kokosową kawę mrożoną. Wydatek: 11 zł. Czy się opłacało? Niekoniecznie. Myślę, że za taką kawę - podaną w dodatku w zwykłej szklance - można było zapłacić nieco mniej. Ale fajny wystrój - drewniane szpule robiły za stoliki, a skrzyniopalety za siedzenia. Wokół porozstawiane były też leżaczki. W końcu jesteśmy w parku. Kontakt z przyrodą musi być. 



Po kawie ruszyłam w stronę Cytadeli. Ponownie ruszyłam ku zabudowie Starego Żoliborza, by dotrzeć do parku i nad staw. Miejsce bardzo urocze. Bardzo zielone. I ciche pomimo znajdującej się w pobliżu Wisłostrady. Tam na chwilę usiadłam. W takich okolicznościach w głowie zrodził mi się pomysł na nowe wpisy. Cyknęłam te fotki i ruszyłam do domu zadowolona i zaspokojona.









*zdjęcia obrabiałam w niezawodnym fotor.com
źródło zdjęć: indiejanes.tumblr.com, ja

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziwacy w literaturze: nimfetki, motyle i sobowtóry Vladimira Nabokova

Koniec pewnego etapu