Co się czyta w drodze?

źródło: tumblr
Jeśli ktoś lubi czytać książki i poświęcać na nie każdą wolną chwilę, to na pewno w swojej domowej biblioteczce ma kilka książek-tramwajarzy. Czyli takich, które zabiera ze sobą "na miasto" i czyta po drodze: do domu, do pracy, do szkoły, na uczelnię, gdziekolwiek się wybiera. Sposobów na to jest wiele - ebook, audiobook i tradycyjne czytanie. Ja czytam najczęściej w drodze na uczelnię w tramwaju, dlatego moje książki to książki-tramwajarze. Pewnie ci, którzy jeżdżą autobusami, czy pociągami, inaczej je nazywają (autobusiarze? pociągarze? hi hi). Ja swoje określiłam tak.



Zastanawiam się, jakie książki najlepiej jest czytać w drodze. Często jestem zmuszona do czytania lektur na uczelnię i artykułów. Ale gdy tylko mam taką możliwość, sięgam po swoich ulubionych autorów, na których czytanie nie starcza mi czasu w domu. Więc jadę sobie rano tramwajem linii 666, żartobliwie ją określając, siadam, jeśli akurat jest wolne miejsce, i czytam Nabokova, Stachurę, czasem trafi się i Murakami (którego książki są bardziej bajeczkami, ale wciąż lepszymi od "Zmierzchu"), a najczęściej Białoszewskiego. I cieszę się z tego, że mam swoje książki-tramwajarzy, bo to najlepsza rzecz pod słońcem zaczytać się w słowach ulubieńców w miejskiej dżungli.


Moi znajomi jednak czytają zgoła inne książki. Takie bardziej w stylu czytanek, książeczek, opowiastek, bajeczek. I nie są to bynajmniej określenia pejoratywne! Tylko faktycznie takie one są. Jedna znajoma czyta w drodze do szkoły książki Małgorzaty Kalicińskiej. Nie znam jej twórczości dość dobrze, ale nie mogę jej z pewnością porównywać z chociażby Nałkowską. To zupełnie inny typ literatury. Zwracam tylko uwagę na to, że Kalicińską da się dobrze czytać w autobusie. Ale znam też osoby, które zaczytują się w modnych ostatnio książkach-terapeutach, jak te:

  

Nie uważam ich za złe książki. Wręcz przeciwnie, myślę, że to bardzo fajne źródło życiowej motywacji. Sama zastanawiam się nad przeczytaniem ostatniej pozycji i uczynienia z niej, tak jak moja znajoma, książki-tramwajarza (chyba mam ją w domu nawet). Z pewnością się na taką nadaje. W najbardziej pochmurny dzień, wśród największych malkontentów świata jadących razem z Tobą do pracy/szkoły/etc., czytanie takich książek może uczynić z nas najszczęśliwszymi ludźmi na Ziemi, a przynajmniej najszczęśliwszym użytkownikiem komunikacji miejskiej ;) Może warto wreszcie się pokusić na coś takiego?

Są też i takie książki, jak seria Greya... Każdy ją zna lub chociaż o niej słyszał. Ja jej nie czytałam w całości, ale widziałam rzesze kobiet poczytujących sobie te książeczki a to w tramwaju, a to w autobusie, a to gdzieś w parku. I wyglądały na wielce ucieszone! Pewnie z tego powodu, że wreszcie mogą poczytać porno w miejscu publicznym i nie wzbudzają żadnych podejrzeń ;) Takie książki też są OK. Myślę nawet, że tego typu historyjki czyta się dość przyjemnie w drodze. Nie są wymagające, nie trzeba się wysilać, możemy zachować podzielność uwagi. Sama też czytam takie "lżejsze" czasami, jak wspomniany Murakami. Ale, no cóż, są książki i książeczki, i czytadła... ;) Jak kto woli, co komu pasuje, każdemu przecież wolno!

No, to by było na tyle.

Jakie są Wasze typy? 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

(Oj) czysty język

Dziwacy w literaturze: nimfetki, motyle i sobowtóry Vladimira Nabokova

Lista książek "must read"