Droga do siebie


Chcę stworzyć na tym blogu osobny wątek poruszający kwestie psychologiczne. Dlatego wpadłam na pomysł, by zacząć pisać dygresje nie tyle o życiu, co po prostu o sobie. Odkrywanie siebie, poznawanie siebie i szukanie swego miejsca w świecie jest czymś niezaprzeczalnie ważnym. Wiem, że odkrywanie siebie to temat-rzeka, dlatego też chcę uczynić z niego cykl postów. Powiedzmy, że to taki rodzaj terapii, by w końcu siebie odkryć. Pozostawiam to także w stylu dygresyjnym, wielowątkowym, jednak z zaznaczeniem na psychologię. Zaczynam pewien projekt o kryptonimie: Natalia, który ma mi pomóc wreszcie siebie zrozumieć, docenić i zachwycić się sobą. Bo co z tego, że wytyczyłam sobie jakąś ścieżkę zawodową, życiową, skoro niewiele siebie znam? 

Swoje dygresje o sobie zacznę od warstwy wierzchniej, zewnętrznej. Żeby było po kolei ;) Tak sobie pomyślałam, że chyba składamy się z warstw. Wiecie, jak ogry lub cebula. Mamy warstwy, które zaczynają się od naszego ubioru i kończą gdzieś głęboko w nas. Dlatego rozpoczynam drogę do siebie od ubrań. 


Nigdy nie miałam stylu i gustu. Zawsze zakładałam na siebie przypadkowe ubrania. Nie zestawiałam ich ze sobą wcześniej, nie przygotowywałam sobie ubrań wieczorem. Zazwyczaj wybierałam z szafy pierwsze, lepsze ubranie i wychodziłam z domu. Moją nadrzędną zasadą w ubiorze było to, aby ubierać się wygodnie. Dlatego zawsze miałam parę trampek, adidasów i dżinsów.

Nie chciało mi się myśleć o tym, co na siebie włożyć. Nie chciało mi się kombinować. Nie chciało mi się dopasowywać do siebie ubrań. Moją wymówką było zawsze - wygląd nie jest najważniejszy. Mówiłam to sobie jak mantrę. Powtarzałam to za każdym razem, gdy słyszałam od znajomych, że może powinnam nieco lepiej się ubrać i zadbać o wygląd. W dupie miałam zdanie innych i nie zważałam na to, co mówią. I w ten sposób traktowałam siebie aż do studiów.

Na studiach nastąpił przełom - uświadomiłam sobie wiele rzeczy. Gdy znalazłam się na stażu dziennikarskim, już po pierwszej rozmowie zrozumiałam, że tutaj trzeba wyglądać, żeby coś osiągnąć. Na własnej skórze doświadczyłam tego, co powtarzają wszyscy, że liczy się pierwsze wrażenie i wygląd. Szkoda, że zrozumiałam to tak późno. Gdy mnie olśniło, że jednak przysłowie jak cię widzą, tak cię piszą to święta racja, byłam na siebie zła, że tak mocno szłam w zaparte. Miałam o to do siebie żal, z którym jednak szybko się uporałam - wybaczyłam sobie i po prostu szłam dalej przed siebie, tym razem już lepiej ubrana. 

I tak małymi krokami zaczęłam zwracać nieco większą uwagę na wygląd. Dalej mam tendencję do kupowania ubrań, które do siebie nie pasują, ale przynajmniej dobrze w nich wyglądam :D Wciąż próbuję skompletować szafę w jednym stylu. To mi się nie do końca udaje. Bo lubię ubierać się mimo wszystko różnorodnie. Lub inaczej: lubię dopasowywać ubiór do okazji i nastroju. Kiedy nie mam ochoty wyglądać elegancko, to zakładam luźniejsze ubranie.

Czasem jest tak, że ładnym ubraniem, w którym czujesz się jak milion dolarów, można odczarować zły dzień.

Ubranie, to niby tylko rzecz, nic ważnego, a jednak ludzki mózg mimo wszystko zwraca uwagę na wygląd. Pierwsze co widzimy w człowieku to jego ubranie i wyraz twarzy, i to nam podpowiada z jakim typem człowieka mamy do czynienia - mózg szuka w wyglądzie jakiś znaków, czy ma się bać i uciekać, czy zaufać. Jasne, pozory mylą, ale pierwsze wrażenie to pierwsze wrażenie i nim się kierujemy na co dzień, dlatego w końcu dotarło do mnie, że być dobrze ubranym jest tak samo praktyczne, jak i przyjemne.

Pewnie Wy już to odkryliście dawno, ale jeśli nie, to życzę Wam tego odkrycia jak najszybciej, bo warto ładnie wyglądać :D 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziwacy w literaturze: nimfetki, motyle i sobowtóry Vladimira Nabokova

Koniec pewnego etapu